Historia Pana Mateusza, mieszkańca województwa lubuskiego to jeden z przykładów, gdzie wspólna działalność mediów oraz stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom i kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski, może doprowadzić do pozytywnego rozwiązania bardzo skomplikowanej sprawy. Rezultat jest taki, że proszący o pomoc Pan Mateusz otrzymał poradę prawną, a po interwencji również zaległe wynagrodzenie. Jego historia jest jednak jednym z ciekawszych casusów gospodarczych ostatnich miesięcy. – Jestem pewien, że na ten temat nie jedno kolegium prawnicze lub windykatorskie będzie dyskutować. Przyznam szczerze, że długo zastanawialiśmy się nad podobnymi sytuacjami z przeszłości i nic nie przychodzi do głowy – mówi mec. Marek Jarosiewicz z kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski.
Pan Mateusz zgłosił stowarzyszeniu niecodzienną sytuację. Miał zarabiać 1700 złotych miesięcznie w jednej z lubuskich firm logistycznych. Przez przypadek otrzymał od szefa kwotę… 17000 złotych. Oczywiście mężczyzna mógłby zwrócić kwotę, gdyby nie to, że pieniądze zostały zajęte przez komornika. Szefostwo oskarżyło pracownika o przywłaszczenie pieniędzy, potrącano mu znaczną część wynagrodzenia przez kolejne miesiące pracy, do której był poniekąd zmuszony. Po wielu miesiącach został zwolniony, a ostatniego wynagrodzenia nie otrzymał wcale. Pan Mateusz zgłosił się do stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
Opinia mec. Marka Jarosiewicza:
Pomyłkowo przelana pracownikowi „nadwyżka” ponad należne mu wynagrodzenie stanowi w mojej ocenie bezpodstawne wzbogacenie pracownika, a więc co do zasady nadwyżka ta powinna być zwrócona pracodawcy. Co jednak ważne, zgodnie z przepisami o bezpodstawnym wzbogaceniu, obowiązek zwrotu wygasa, jeżeli ten, kto korzyść uzyskał, zużył ją lub utracił w taki sposób, że nie jest już wzbogacony, chyba że wyzbywając się korzyści lub zużywając ją powinien był liczyć się z obowiązkiem zwrotu.
Po pierwsze zatem, pojawia się pytanie, czy pracownik, otrzymując takie „zawyżone” wynagrodzenie powinien był się liczyć z obowiązkiem zwrotu. Sądy pracy przyjmują zazwyczaj, że jeśli wspomniana nadwyżka jest stosunkowo niewielka, tj. gdy mieści się w takich granicach, że pracownik mógł jej nawet nie zauważyć lub uznać, że jest to jakaś forma premii, można uznać, że pracownik nie miał świadomości wzbogacenia się bez podstawy prawnej. W opisanej sytuacji sprawa wygląda jednak inaczej – jak rozumiem pracownik otrzymał bowiem jednorazowo dziesięciokrotność należnego wynagrodzenia, a zatem owa nadwyżka oceniana z perspektywy bezstronnej osoby trzeciej nie powinna pozostać niezauważona, jak również z pewnością trudno byłoby ją uznać za rodzaj premii.
Kolejnym aspektem jest wspomniane zajęcie komornicze – według mnie na ocenę sprawy nie będzie wpływać to, że zajęcie rachunku pracownika nastąpiło niezależnie od niego. Trzeba też zaznaczyć, że nie jest tak, że w związku z przekazaniem „nadpłaconego wynagrodzenia” komornikowi pracownik nie uzyskał żadnej (bezpodstawnej) korzyści – w tym wypadku korzyść pracownika wyraża się w zmniejszeniu jego długu, egzekwowanego w drodze egzekucji komorniczej. Odpowiadając zatem na postawione pytania: uważam, że w opisanych okolicznościach pracodawca ma możliwość żądania od pracownika zwrotu „nadwyżki” – jeśli pracownik nie zwróci ich dobrowolnie, a strony nie dojdą do porozumienia, pracodawcy pozostaje – jak już była mowa – wytoczenie powództwa przeciwko pracownikowi o zapłatę, do Sądu cywilnego.
Jednocześnie, to że pracodawca może domagać się zwrotu pomyłkowo przelanych pieniędzy, nie oznacza, że może narzucić pracownikowi, że będą one potrącane z jego wynagrodzenia. Jest dokładnie przeciwnie, tzn. – zgodnie z przepisami kodeksu pracy (art. 87-91 KP) tego rodzaju należności mogą być potrącane z wynagrodzenia wyłącznie za zgodą pracownika wyrażoną na piśmie i z zachowaniem zasady, że w takim wypadku wolna od potrąceń jest równowartość minimalnego wynagrodzenia za pracę, przysługującego pracownikom zatrudnionym w pełnym wymiarze czasu pracy, po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne, zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych oraz wpłat dokonywanych do pracowniczego planu kapitałowego, jeżeli pracownik nie zrezygnował z ich dokonywania.
Jak rozumiem w opisywanej sprawie takiej pisemnej zgody nie było, a ponadto można mieć wątpliwości czy potrącenia nie przekraczały dozwolonego wymiaru (brak danych o latach, w których dokonywano potrąceń).
W każdym razie – pracodawca nie może przymusić pracownika do „odrobienia” swej straty – jeżeli pracownik nie zgadza się na dokonywanie potrąceń z wynagrodzenia, pracodawca owszem, może żądać od pracownika zapłaty, jednakże powinno to nastąpić poprzez odpowiednie powództwo, a następnie: egzekucję komorniczą.
Jeśli pracodawca nie wypłacił w ogóle ostatniego należnego wynagrodzenia – tego rodzaju działanie należy uznać za naruszające przepisy prawa pracy (z zastrzeżeniem, że jeśli odbyło się to za pisemną zgodą pracownika i w granicach dopuszczalnych potrąceń, mogłoby to być uznane za działanie prawidłowe – zakładam jednak że tak się nie stało).
Tym niemniej, do ustalenia pozostaje na jakiej podstawie pracodawca „rozstał się” z pracownikiem – czy było to standardowe wypowiedzenie, czy może rozwiązanie umowy bez zachowania okresu wypowiedzenia? Brak jest też informacji, czy pracodawca podał podstawę, dla której odmówił wypłaty wynagrodzenia? To wszystko mogą być istotne okoliczności w ewentualnym procesie przed Sądem pracy.
PUBLIKACJE MEDIALNE
Temat został również poruszony przez „Wydarzenia” Telewizji Polsat